The Land of Rainbows

I finally broke away from work for couple of days and flew to Hobart with my dear friend Bernadeta. 
We left Sydney spring temperatures of 20 degrees and we entered Tasmania with around 7 degrees. Chilly. Oh well, someone said it’s snowing and I was hoping to see it… ok, just kidding.

Colours in the sky
One of the things that surprised me here is everlasting and omnipresent rainbow. Because of the constant balance between rain and light, the climate and mountainous area, this charming phenomenon occurs here very often.  I was told that the day without a rainbow is a lost one.

The freshness of the South
Here, time almost stands still and life goes slow. People are super friendly. Strangers on the street will give away free smiles and occasionally strike up a conversation asking if everything is ok. With our guide Arek, we went for a road trip to visit Bruny Island and travel North from Hobart. On the way the sky was painted with a mix of all of the shades of white, blue and grey. Smooth and soft lines of pearl clouds over cool steel heaven with streaks of light – just like in an artist’s painting. We went to Freycinet National Park. We saw amazing landscapes with breathtaking Wineglass Bay, Honeymoon Bay and Sleepy Bay. How beautiful. And no wonder all of these names are so dreamy. This land is truly from a fairy tale. Furthermore, these aren’t just names of these stunning places. Tassies make here amazing wine and produce honey. And whisky. And gin. Cooler climate allows to grow grapes like pinot gris, riesling, chardonnay, sauvignon blanc and pinot noir. I bought two bottles at Devil’s Corner. Sauvignan blanc is a fresh wine with very strong grassy and passion fruit aromas. Pinot noir wine reveals forest notes with a juniper twist. I love it ’cause it remained me of gin.

On our way home we saw couple of more rainbows. To sum up, over three days we’ve spotted around 12 of them. I have never experienced anything like that before. Tassie, I’ll be back for more!


Wreszcie wyrwałam się z pracy na kilka dni i poleciałam do Hobart z moją drogą przyjaciółką Bernadetą. Zostawiłyśmy sydneyowskie wiosenne temperatury na poziomie ok 20 stopni i przyleciałyśmy na Tasmanię, żeby zderzyć się z temperaturą ok. 9 stopni. Chłodnawo. No cóż, ktoś powiedział, że pada śnieg i jakoś chciałam to zobaczyć… ok, tylko żartuję.

Kolory na niebie
Jedna z rzeczy, która mnie tutaj zaskoczyła, to wieczna i wszechobecna tęcza. Z powodu ciągłego balansowania pomiędzy deszczem i światlem, klimatu i górzystego terenu, to wdzięczne zjawisko występuje tutaj bardzo często. Mówi się, że dzień bez tęczy to dzień stracony.

Świeżość z południa
Tutaj czas prawie stoi w miejscu i życie płynie powoli. Ludzie są super życzliwy i przyjaźni. Nieznajomi na ulicy rozdają darmowe uśmiechy i czasami zagadują, żeby sprawdzić czy wszystko w porządku.

Z naszym przewodnikiem Arkiem pojechaliśmy na wycieczkę samochodem, żeby zwiedzić Bruny Island i podróżować na północ od Hobart. W czasie drogi niebo było jakby pomalowane mieszanką wszystkich odcieni bieli, kobaltu i szarości. Gładkie i miękkie linie perłowych chmur na chłodnym stalowym niebie z odrobiną smug światła – zupełnie jak na obrazie artysty. Pojechaliśmy do Parku Narodowego Freycineta. Zobaczyliśmy niesamowite widoki wraz z zatokami Wineglass (kieliszka wina), Honeymoon (miesiąca miodowego) i zatoką Sleepy (senną). Jak pięknie. I nic dziwnego, że wszystkie te nazwy są takie wymarzone. Ta kraina jest rzeczywiście jak z bajki. W dodatku, nie są to tylko i wyłącznie nazwy tych oszałamiających miejsc. Tasmańczycy robią tu niesamowite wino i produkują miód. I whisky. I gin. Chłodniejszy klimat pozwala na uprawę takich szczepów winorośli jak pinot gris, riesling, chardonnay, sauvignan blanc i pinot noir. Ja kupiłam dwie butelki w Zakątku Diabła. Sauvignan blanc jest bardzo swieżym winem z silnym aromatem zielonej trawy i marakui. Pinot noir to wino, które dostarcza leśnych aromatów z nutką jałowca. Bardzo mi posmakowało, bo przypominało w zapachu gin.

W drodze powrotnej zauważyliśmy kilka kolejnych tęcz. Podsumowując, przez trzy dni widzieliśmy ich ok. 12! Nigdy wcześniej nie doświadczyłam niczego podobnego. Tassie, jeszcze wrócę po więcej!

One thought on “The Land of Rainbows

Leave a comment

This site uses Akismet to reduce spam. Learn how your comment data is processed.